Wydaje mi się, że w całej dyskusji wokół sprawy „polskich nagrań” gdzieś zupełnie z boku pozostała jej zasadnicza istota. Analiza wypowiedzi Belki, Nowaka czy pozostałych panów, to rzecz ważna, lecz służy raczej zaciemnieniu, niż rozjaśnieniu sytuacji.
Istota rzeczy sprowadza się, moim zdaniem, do tego, że powinniśmy potraktować tajemniczych „dźwiękowców” tak poważnie, jak na to zasługują. Tak więc powinniśmy uznać, że potrafią planować, potrafią zrealizować swój plan, nie brakuje im przebiegłości, rozsądku i zdolności przewidywania.
Jeśli zaś są takimi, jakimi opisałem ich powyżej, to zapewne spodziewali się tego, że po ujawnieniu nagrań będą poszukiwani, może postawieni przed sądem i skazani. Co więc robi w takiej sytuacji rozsądny człowiek? Ano próbuje się zabezpieczyć. Jak? W tej sytuacji chyba najłatwiejszym sposobem, najlepszą polisą, byłoby odłożenie kilku nagrań, możliwie najgrubszego kalibru, na dno jakiejś zapomnianej szuflady.
Jeśli tak się stało, a ze zwykłej ostrożności powinniśmy zakładać to z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, wtedy mamy naprawdę poważny kłopot. Oznacza to bowiem, że na szczytach władzy mamy najprawdopodobniej ludzi, na których ktoś ma grube haki. I te haki pozostaną. Nawet gdyby jutro odbyły się przedterminowe wybory, nawet gdyby PO poległa w nich z kretesem, to nie mamy żadnej pewności, że za kilka lat, w innym rozdaniu, innej politycznej konfiguracji, któraś z tych osób znowu nie znajdzie się na świeczniku.
Jako wisienkę na torcie, powinniśmy także przyjąć założenie, że w kręgu „zhakowanych” mogą znaleźć się nie tylko ludzie, których wypowiedzi mogły zostać nagrane, ale także ci, o których nagrywani mogli rozmawiać, ujawniając niewygodne fakty na ich temat. Tak więc krąg ów jest praktycznie nieograniczony.
Możliwe, że to właśnie z powyższego wynika dzisiejsza propozycja Piechocińskiego "ogłosznia zawieszenia wykoniania kary" dla sprawców, w zamian za materiały i pełną wiedzę... Wątpię jednak, by przyniosło to spodziewane efekty.
Komentarze